Bliźniacze Natury
Siedziała w zatłoczonej poczekalni dworca PKP coraz bardziej zirytowana i zmęczona tym, że jej pociąg nie nadjeżdża. Ciężki żar z przyćmionych żarówek wlewał się w jej ciało, złość przemieszana z żalem i poczuciem niemocy krążyła we krwi, strzępki zapowiadanych odjazdów i przyjazdów, niespełnionych oczekiwań i przedawnionych marzeń kołatały w głowie. Stado natrętnych pytań bez odpowiedzi galopowało w kółko wzniecając wokół siebie tumany kurzu. Westchnęła. Jak długo jeszcze…?
Tymczasem jej telefon, bardziej tu i teraz niż ona, odbierał kolejne wiadomości od niego.
On: Leżę w szpitalu trzeci tydzień. Mam zapalenie kości i stawów, trafiłem w ciężkim stanie. Jeszcze ponad tydzień i wychodzę. Już się nie mogę doczekać bo skisnąć tutaj idzie.
Ona: A jak się czujesz teraz?
On: Lepiej trochę, nie mam już ataków bólu, więc jest luźniej. Guzy mi się wchłaniają.
Ona: Wow. Od czego to?
On: No właśnie słuchaj. NIE WIEDZĄ.
Ona: Mhm.
On: Mówię Ci jaja jakieś. Tzn ja mam swoją teorię psychosomatyczną, która w rezultacie się ucieleśniła i w taki sposób wybuchła. No ale wiadomo. Real fizyczny też ma swoje tutaj miejsce. Więc klocek do klocka… i o, połamało ? Schudłem 9kg, mam rączki jak moja siostrzenica, nogi jak z victoria secret.
Ona: Łał. Jak to zniosłeś?
On: No było powiem Ci ostro tak przez prawie miesiąc. Że gniew, wkurw, bezradność. Ale jakoś tak już odeszło. Komunikuję się ze swoją miednicą i wewnętrznym bratem, zwierzęcą stroną „Wilkołakiem”. Bo to on dużą tutaj rolę ma w tym procesie. Odrzuciłem go z dnia na dzień. I takie o to skutki.
Ona: Oooo no proszę. Dzika Natura zagaduje…
On: Tak, jednam się ze swoim dzikuskiem. Trzeba dotrzeć w jedność. Ja odrzuciłem mojego „dzikiego brata”, pierwotność. Co się zamieniło w gniew i ból mojego ciała fizycznego z powodu odrzucenia wewnętrznego zwierzęcia. I totalnie nic do mnie nie docierało. Dopiero jak leżałem w szpitalu poprosiłem o radę przyjaciela. On mi to wytłumaczył, bo ja już byłem tak wycieńczony fizycznie, a psychicznie to bliski szaleństwa. I on mi powiedział, żebym zaczął rozmawiać i mówić miłe słowa do mojej zwierzęcej strony, tej pierwotnej. Komunikować się z nią, bo ona tam jest.
Ona: Czemu ją odrzuciłeś?
On: Bo u mnie to było tak ze za dużo sprawowała kontroli. Aż za bardzo. Nie mogłem zapanować nad tym. Taki jak to mówię dlatego wilkołak. To było na przestrzeni lat. I ostatnio stwierdziłem, że ja nie chcę i nie będę taki, odrzuciłem tamto życie. Nie przerabiając tak naprawdę do końca, tylko odcinając. I bang bang bang.
Ona: Po czym wiedziałeś, że to zwierzęcość sprawowała tyle kontroli ? I czemu to tak Ci przeszkadzało?
On: Czułem. Ale to u mnie było w skutku dużej agresji i autoagresji, brak kontroli nad tym. A zwierzęcość czułem fizycznie i mentalnie. Mój sposób myślenia, zachowania, impulsywność. Sporo nabroiłem, że tak to delikatnie nazwę.
***
Wzięły głęboki wdech. Posiedziały tak jeszcze chwilę, przeciągnęły się czując swoje kości i więzy krwi. Z czarnym błyskiem w oku i prawie niezauważalnym uśmiechem podziękowały poczekalni.
Na zewnątrz świeciły gwiazdy i rodziły dzień.